poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 3

~~***~~
    Biegli po rozgrzanym piasku. Mimo iż dziewczyna zaczęła uciekać wcześniej Harry i tak ją dogonił. Złapał ją w pół i oboje z dziecięcym śmiechem runęli na piasek. Chłopak przygwoździł Lenę do ziemi i spojrzał jej w oczy.
- Mówiłem, że cię złapię.- Jego ręce sprawnie poruszały się po jej ciele.- Teraz poproszę moją nagrodę.
- Dobrze, a co miało być nagrodę?
- Zaraz ci powiem.
    Pochylił się do przodu i powiedział jej coś do ucha. Lena roześmiała, ale jej oczy były już zamglone. Harry wziął ją na ręce i zaniósł ją do domku. Położył ją na dużym łóżku. Ściągnął z niej letnią sukienkę i zaczął obdarowywać jej szyję pocałunkami. Dziewczyna wygięła się w łuk ułatwiając mu dostęp. Sam też pozbył się swoich ciuchów. Ich bielizna wlała się po podłodze, a oni nie mogli nacieszyć się sobą.
    Lena z walizki wyjęła jedwabny szlafrok i zeszła na dół. Po całym domu roznosił się cudowny zapach naleśników. Uśmiechnęła się widząc jak jej narzeczony szykuje im posiłek. 
- Kocham twoje naleśniki- stwierdziła siadając przy wysepce.- Bardzo podoba mi się to porwanie.
- Widzisz, jestem najlepszym porywaczem na świecie.- Pocałował ją w usta i wrócił do smażenia.- Kochanie z czym chcesz naleśniki.
- Z dżemem wiśniowym.- Odpowiedziała mu i zanurzyła łyżeczkę w słoiku nutelli.- Na ile zostajemy?
- Tylko do niedzieli w poniedziałek muszę wracać do pracy.
- Szkoda, uwielbiam to miejsce.- Rozejrzała się po kuchni i spojrzała na morze za oknem.- Zjemy na zewnątrz?
- Nie wiem czy chcę, żeby ktokolwiek oglądał cię w tym stroju, jeszcze mi ktoś cię zabierze. 
~~***~~
    Louis wjechał na swoim motorze do dużego hangaru. Zostawił swój środek transportu i poszedł na górę do swoich przyjaciół. Wszyscy siedzieli zgromadzeni wokół wielkiego stołu. Odbywała się jakaś narada. Spojrzeli na niego zaszokowani.
- Witam- usiadł na wolnym krześle.- Mam nadzieję, że ci wygodnie.- Zwrócił się do Nicka, który zajmował jego miejsce.
- Wiesz naszym szefem nie może być kapuś.- Roześmiał się odchylając głowę do tyłu. 
- To wy mnie sprzedaliście. Zrobił to któryś z was.- Zmrużył oczy obserwując każdego z członków jego byłego gangu.- Ja nie zapominam tak łatwo. 
    Wstał i poprawił swoją kórtkę, kątem oka widział jak zbliżają się w jego stronę. Odwrócił się i złpał Adama za rękę mocno mu ją wykręcając. Przycisnął go do ściany.
- To jeszcze nie koniec.- Puścił go i zszedł na dół.
- Louis pamiętaj, że nie tylko tobie może stać się krzywda.
    Na głowę założył kask i odjechał z gośnym piskiem na motorze. Zatrzymał się przed domem swoich dziadków. Przez okno wszedł do swojego pokoju i zaczął pakować swoje rzeczy. Drzwi się otowrzyły, a w progu stała jego babcia.
- To już do domu nie możesz wchodzić jak człowiek.- Zwróciła mu uwagę.- Co ty robisz?
- Pakuję się- odpowiedział nie przerywając swojej czynności.
- Była tutaj policja. W coś ty znowu się wpakował.
- W nic babciu.- Pocałował ją w policzek.- Dziękuję, że się mną tyle zajmowaliście.- Spod obluzowanej deski wyjął wszystkie pieniądze jakie posiadał. Część dał dla kobiety. Przeżucił sobie torbę przez ramię i wyskoczył przez okno. Zgrabnie wylądował na trawniku. 
    Jechał autostradą w stronę Londynu. Nie wiedział co mam zrobić, ale był pewny, że nie może nikomu ufać. Przypomniał sobie o prokuratorze. Musiał myśleć o bezpieczeństwie dziadków. Oni byli dla niego najważniejsi.  

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 2

    Louis siedział na komisariacie już dobrych parę godzin i czekał na prokuratora. Nawet on sam wiedział, że jest w ogromnych tarapatach. Dzięki znajomościom na policji nieco opatrzyli mu rany po walce, ale i tak wymagał oględzin lekarza. Do środka wszedł postawny mężczyzna. Z tym drogim garniturem i skórzaną teczką nie pasował do wystroju małego komisariatu na przedmieściach Doncaster.
- Dobry- mruknął Tomlinson.
- Witam panie Tomlinson. Jestem William LeBeck- Mężczyzna zajął miejsce na przeciwko chłopaka.- Mam dla ciebie pewną propozycję.
- Jaką?-spytał niezainteresowany.
- Twój planowany wyrok to dwanaście lat, za rozbój, pobicie, posiadanie i kradzież.- Przeczytał z papierów w swojej teczce.- Jeżeli wydasz swoich koleżków, ja przeniosę cię do Londynu, a tam będziesz miał tylko dozór kuratora.
- Nie ma szans. Nie jestem szują jaką myślisz. - Oparł głowę o zimną ścianę.
- Więc życzę powodzenia w więzieniu. Tam takie siniaki to pikuś.- Obrzucił go uważnym spojrzeniem.- Gdybyś jednak zmienił zdanie moja propozycja jest nadal aktualna.

- Grzeczniej chłopcze.- Prokurator już nie był tak spokojny jak na początku.- Jak dla mnie możesz zgnić w więzieniu. 
- No to co ci zależy ? Szkoda cennego czasu.
- Szkoda.- Wstał i wyszedł. Louis zza okna obserwował jak rozmawia z sierżantem. 
    Może i pomysł wydawał mu się dobry ale nie miał zamiaru korzystać z takiej propozycji. Nie był zdrajcą . Wolał spędzić parę lat w więzieniu niż zdradzić przyjaciół. Mógł ich tak nazwać. Był także pewny, że oni by go nie zdradzili. Tylko skąd gliniarze wiedzieli gdzie go znaleźć. Nikt nie wiedział o miejscu jego pobytu oprócz palu ludzi. Ukrywał się już dwa lata i opanował to do perfekcji.Więc skąd? W śród nich może był kłamca? Ktoś komu nie powinien ufać?Nie miał czasu by się nad tym zastanowić, bo do środka wszedł policjant.
- Rusz tyłek Tomlinson- rozkazał. Każdy dobrze go tutaj znał. Na komisariacie był częstym gościem od śmierci rodziców.- Zbada cię lekarz.
- Oh jak fajnie. - wywrócił oczami i podniósł się.
- Powinieneś być wdzięczny.- Policjant specjalnie klepnął go w ramię.- A tak dobrze ci szło ukrywanie się. Musisz nauczyć się komu można ufać, a komu nie. 
- Chyba masz rację facet- też go klepnął. Wolnym krokiem wyszli na zewnątrz gdzie czekała już karetka.
- Tomlinson tylko bez numerów.- Ostrzegł go sierżant, który palił papierosa.- Niech, któryś jedzie z nim i wyślijcie radiowóz za karetką. Nie mam ochoty go szukać przez kolejne dwa lata.
    Louis uśmiechnął się do niego cwaniacko. Potem wsiadł do pojazdu rozpracowując plan szybkiej ucieczki .W karetce było dwóch sanitariuszy i jeden policjant, który nie wyglądał na zbytnio rozgarniętego.
- Będę wymiotował...
- Dajcie mu coś- poprosił przerażony gliniarz.
- Chyba musicie się zatrzymać. - złapał się za brzuch udając słabego i skołowanego.
    Kierowca się zatrzymał, a on czym prędzej wysiadł z karetki. Policjant stał przy erce a eskorta policji zatrzymała się za pojazdem. Trzech policjantów na niego jednego. Rozważał swoje szanse. Wiedział, że na pewno nie da zamknąć się w więzieniuNikt chyba nie był zainteresowany czym wymiotuje, więc widząc że na niego nie patrzą pobiegł przed siebie robiąc najmniej hałasu. Zniknął im z widoku. Biegł od kilku minut, miał coraz mnie siły, ale nie zwalniał. W oddali słyszał policję. Dotarł do jakiejś leśniczówki i tam się schował.Siedział na drewnianej podłodze i próbował złapać oddech. Zmuszał do pracy swoje obolałe mięśnie. Jak dorwie tego kapusia w swoje ręce to jemu na pewno przyda się lekarz. Albo nawet nie będzie czego zbierać jak się do niego dobierze.Zdrajca jebany. Podniósł się i ostrożnie wyjrzał przez okno. Uważnie obserwował okolice. Wypatrywał choćby najmniejszego ruchu. Niczego nie słyszał. Nikogo nie było. Odetchnął z ulgą i podszedł do kanapy stojącej pod ścianą. Wyciągnął się na miękkim meblu. Po chwili odpłyną.
~~***~~ 
    Sierżant Donovan uderzył pięścią w stół. Wściekły patrzył na młodego policjanta.
- Jak mogliście do tego dopuścić? - zapytał.
- To nie nasza wina.
- Wasza! Kurwa wasza!!- Krzyną tak, że cały komisariat go usłyszał.- Dałem wam jedno proste zadanie. Dowieźć go do szpitala i pilnować. 
- Panie sierżancie zrobiło mu się słabo. Musieliśmy się zatrzymać.- Tłumaczenia pogorszyły jeszcze sytuacje.
- Słabo ? Serio? On jest mądrzejszy od was.
    Młody policjant spuścił tylko głowę i w milczeniu słuchał reprymendy.

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 1

    '...Kim jesteśmy, żeby kogoś oceniać. Wydawać wyroki jak Bóg. w przeciwieństwie do nas On kieruje się miłosierdziem. Wierzę, że każdy zasługuje na drugą szansę. Nie ważne co zrobił. Jakich przestępstw się dopuścił. Nikt nie jest nieomylny. Tak samo my możemy popełnić błąd, który zaważy na naszym życiu. Jak moglibyśmy go naprawić skoro nikt nie dał nam na to szansy."
    Lena napisała ostatnie słowo swojej pracy. Jeszcze raz przeczytała napisany przez nią tekst i delikatnie się uśmiechnęła. Wstała ze swojego miejsca i poprawiła czarną, ołówkową spódnicę. Zaniosła wykładowcy swoją pracę. Wyszła z sali na świeże powietrze. Przed uczelnią stało czarne BMW, o które opierał się przystojny chłopak z burzą loków. Zielone oczy zasłaniały markowe okulary. Nawet w nudnym garniturze wyglądał powalająco. Dziewczyna zbiegła po betonowych schodach. Wysokie obcasy nie przeszkadzały jej w bieganiu, była do nich przyzwyczajona. Znalazła się w silnych ramionach swojego narzeczonego.  Małżeństwo z rozsądku i miłości.
- Jak tam moja pani kurator?- zapytał całując ją w czubek nosa.
- Będę panią kurator jak zdam.- Stwierdziła gorzko obawiając się o swoje wyniki.
- Zdasz . Jesteś przecież moim geniuszem.-  Otworzył drzwi swojego samochodu.- Mam dla ciebie niespodziankę, ale oboje musimy się przebrać.
- Coś ty znowu wymyślił?- zapytała ze śmiechem zabierając mu z nosa okulary.- Mi w nich ładniej.
-  Kochanie tobie we wszystkim ładniej.- Cmoknął ją w policzek i ruszył spod szkoły.- Musisz spakować się na kilka dni. Przyjadę po ciebie za godzinę.- Zatrzymał  się przed piękną willą.
- Niczego się nie dowiem?
- Nie.- Delikatnie pocałował ją w usta.- Kochanie będę za godzinę.- I odjechał.
    Lena z szerokim uśmiechem weszła do domu. Jak zwykle było tam cicho i pusto. Kiedyś było inaczej, ale po śmierci jej brata dom stał się pusty, zbyt duży. Wbiegła po schodach do swojego pokoju. Z garderoby wyjęła swoją walizkę i zaczęła wrzucać jakieś rzeczy. Zapięła ją i poszła się przebrać. Założyła granatową spódnicę, białą bokserkę i czarne buty na koturnie. Rozpuściła włosy i poprawiła makijaż. Ze swoim bagażem zeszła na dół. W kuchni na blacie zostawiła wiadomość dla ojca. Zostało jej tylko czekać na Harry'ego. Usiadła na kanapie i myślała nad ich związkiem. Ona i Harry znali się od dziecka. Najpierw byli bliskimi przyjaciółmi, a w liceum zaczęli spotykać się jako para. Od początku każdy zakładał, że oni będą razem. Nikogo nie zdziwiły ich oświadczyny.
    Dziewczyna usłyszała hałas, odwróciła głowę w stronę korytarza. W progu stał Harry. Uśmiechnął się do niej i wyciągnął rękę, w drugiej trzymał jej torbę.
- Gotowa moja kochana?- zapytał.
- Tak- odpowiedziała i wstała z kanapy. Złapała jego dłoń i razem wyszli na zalany słońcem podjazd.- Powiesz mi gdzie mnie porywasz?
- Od razu zakładasz porwanie. Kochanie jedziemy na małą wycieczkę, wszystko uzgodniłem już z twoim tatą.
- Czyli pan prokurator nie będzie się martwił o swoją córkę?- zapytała wsiadając do samochodu.
- Kochanie twój tata zawsze się martwi.- Oboje się zaśmiali.
~~***~~
    Louis uważnie obserwował swojego przeciwnika. Był to typ góra mięśni, zero rozumu. Zaśmiał się widząc jego minę jak uniknął kolejnego ciosu. Dzięki grze w piłkę nożną miał świetną kondycję, a kiedyś z kumplami często się bił. Więc dlaczego nie wykorzystać tej umiejętności. Tym razem nie udało mu się uciec, wielką pięścią dostał pod same żebra. Na chwilę stracił oddech, ale tylko na chwilę. Zrobił krok do tyłu i zamachnął się na przeciwnika. Jego pięść uderzyła w szczękę mięśniaka. Facet wypluł kilka zębów. Teraz to była jedna wielka plątanina ciosów. Nie można był rozróżnić, kto kogo bije. Po kilku minutach zaciętej walki Louis stał nad ciałem swojego przeciwnika. Triumf malował się w jego niebieskich oczach. 
    Na poobijane ramiona założył białą bokserkę. Głośny jęk bólu wydobył się z jego ust kiedy próbował założyć jeansową koszulę. Prze okno w ścianie zobaczył dwóch policjantów zmierzających w jego stronę.
- Kurwa- zaklną pod nosem i szybko chwycił swoją torbę. 
    Nie zważając na swoją wygraną, którą miał odebrać wymknął się tylnym wyjściem. Gdy tylko znalazł się na ulicy puścił się pędem przed siebie. Nie zwalniał, mimo iż jego kończyny odmawiały posłuszeństw. Obolałe płuca ledwo łapały powietrze. Skręcił w boczną uliczkę i nieco zwolnił. To był jego błąd. Zza winkla wyłoniła się kolejna para policjantów. 
- Stój- rozkazali świecąc mu latarka po oczach.
    Grzecznie się zatrzymał i podniósł ręce do góry.  Jeden z policjantów pchnął go na wilgotną ścianę starego budynku. Ból z powrotem odebrał mu powietrze. Obie ręce ściągnęli do tyłu i zapieli je w kajdankach. 
- Znowu się widzimy panie Tomlinson- odezwał się jeden z policjantów.
- Nie stęskniłem się za panem sierżancie Donovan.- Nawet w takiej sytuacji Louis nie umiał się powstrzymać od złośliwych komentarzy.
- Młody teraz wpadłeś po uszy. - Złapał go za bolący bark i poprowadził w stronę radiowozu.- A był z ciebie taki dobry chłopak.


Jak się wam podoba pierwszy rozdział? Mam nadzieję, że nie zawiedliście się. To co wszystkiego najlepszego z Mikołajek. Idę wcinać czekoladowe Mikołaje :*
Clary G internetowy spis